sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 13





- Coś mi tu nie gra.- oświadczyłam, gdy wróciliśmy do pokoju
- Co takiego? - chłopak puścił moja rękę odsuwając się o krok
- Odstawiliśmy raptem 4 dusze. To mało.
- Bez ciebie robię to o wiele szybciej. Poza tym nie jestem jeden.
- Nie?
 Deth uśmiechnął się.
- Nie. Mamy wyznaczone tereny. Świat jest podzielony na dwanaście części. Każdy z nich na cztery terytoria.
- Więc jest was...czterdziestu ośmiu?
 - Dokładnie. A teraz wracaj spać. Powiedział klepiąc mnie po głowie jak małe dziecko.
***
 I wracamy do początku historii, a więc do matematyki. Nauczycielka plotła trzy po trzy, kiedy do sali wszedł Tim.
- Pani Harly prosi Kate na chwilę.
 - Dobrze. Kate, zaraz dzwonek, weź rzeczy.
 Normalnie musiałabym czekać do przerwy, ale moje " dramatyczne przeżycia" dały mi taryfę ulgową. Zabrałam rzeczy i poszłam za Timem.
- Czego chce stara ropucha?- spytałam
- Nic.
- To po kiego mnie wzywała?
 Miną Tima nie włożyła nic dobrego. Żołądek zwinął mi się w ciasny supeł.
- To nie ona cię wezwała.- powiedział patrząc na mnie smutnymi szarymi oczami
 Otworzył mi drzwi sali numer 66, sam numer już źle wróżył, a osoba stojąca w niej jeszcze gorzej.
- Hej Deth. O co chodzi?- spytałam zmuszonym głosem
- Musze ci coś powiedzieć.- jego poważny ton i troska w oczach, spowodowała panikę wewnątrz mnie. Jedno pytanie kołatało się po moich myślach. Czy ktoś zginął?
- Tego się domyśliłam.
- Kate- zaczął Tim przeczesując czarne włosy- Zdarzył się wypadek. Samochód potrącił Jima i jego dziewczynę...
 Serce mi stanęło.
- I co z nim?- spytałam znając odpowiedź jednak czepiałam się najmniejszego cienia nadziei.
- Nie żyją. Oboje. - z oczu Detha zniknęła troska chociaż teraz myślę że tylko chciałam żeby tam była.
  W jego oczach nie było żadnych uczuć nawet nie udawał współczucia. " Śmierć nie oszczędzi nawet brata". Nie chodziło o jeśli przegracie. Chodziło o mojego brata. Widziałam jak Tim porusza ustami lecz nic nie słyszałam. Poczułam w środku pustkę, To przeze mnie zginął. Jakbym nie dociekała kim jest Sony nie był by w to wplątany. Nie poznała bym Śmierci.
- Ty go zabiłeś, prawda?- spytałam patrząc na Detha pustym wzrokiem. Nie potrzebowałam odpowiedzi. 
   Poczucie winy. Pustka. Smutek. Załkałam bezgłośnie, upadłam na kolana. Szloch wstrząsał moim ciałem. Śmierć zabrał mojego brata. Teraz chciałam go uderzyć, kopnąć...zrobić krzywdę może nawet i zabić. Uświadamiając sobie że mogę to zrobić, podniosłam głowę. Panuje nad śmiercią.  Zapragnęłam się go pozbyć. Tak, by zniknął z mego życia i więcej go nie mieszał. Deth musiał zobaczyć co chce zrobić, i z przerażeniem na twarzy krzyknął "Nie" , ale już zalała mnie pierwsza fala bólu. To dla tego on tak panikował nie bał się o siebie tylko o mnie. Cholera, czułam jak by piekielny ogień palił mnie od środka. Skuliłam się na podłodze, szukając chłodnego miejsca które ugasi ten ogień. Targana bólem, rozpaczą, złością odchodziłam w odmęty swojego umysłu zapadając w ciemność. Tam mogłam poczuć chwilę ukojenia.
***
  Wszystko było białe, ściany, podłoga, sufit, drzwi, pościel, stolik, i aparatura. W szpitalu byłam tylko raz, gdy tata złamał nogę. Miałam dziewięć lat to było straszne przeżycie. Sala z jednym łóżkiem była pusta. Na stoliku zauważyłam torebkę mamy. Czyli gdzieś tu jest. Pomacałam się po szyi i z ulgą stwierdziłam, że nie zdjęło mi naszyjnika.
 - Deth - powiedziałam cicho.
 Gdy nie pojawił ograniczyłam się do uderzenia go pięścią w szczękę.
 - I co, lepiej ci?- warknął
- Nie - stwierdziłam
- Dlaczego? Cholera, czemu go zabiłeś?! - musiałam się kontrolować żeby nie krzyczeć- Wiem, że nie musiał umierać! Nie wiem skąd, ale wiem!
Łza spłynęła po policzku.
- Jasne że wiesz. Jako anioł śmierci wiesz takie rzeczy. Chodzi o to, żebyś poszła na jego pogrzeb i nawet nie kiwnęła palcem, by go ożywić. Muszę mieć pewność, że nie skorzystasz że swojej mocy.
- Zabiłeś mojego brata dla głupiej próby?! Ty cholerny...dupku! Jak mogłeś?!
- Zamknij się, coraz trudniej cię ukryć. Twoja matka tu idzie. Trzymaj się.
  Zniknął, a mi coraz trudniej było oddychać i powstrzymać łzy. Mama weszła do sali z zaczerwienionymi oczami. Przytuliła mnie mocno tama puściła i obie zaczęliśmy płakać. Czemu mnie to spotyka? Bo poznałam pewną rodzinę. Choć nie chciałam tak na to patrzeć, to oni zniszczyli mi życie.
- Czyli już wiesz- stwierdziła
- Wiem - wychlipałam - Mamo, co się stało?
- Potrącił ich samochód. Zginęli na miejscu. Nawet nie próbowali ich reanimować. Pani Harly miała ci to przekazać. Podobno na wieść o tym zemdlałaś i uderzyłaś głową o ławkę- mama pogłaskała mnie po bandażu na głowie, którego wcześniej nie poczułam
- Tak... Teraz pamiętam. Brakuje mi go.
- Mi też kochanie. Mi też. Ubierz się i idziemy do domu, wypisał cię.

  Poza lekkim uszkodzeniem czaszki nic mi nie było, więc wróciłyśmy bez problemu. Tata nie płakał, ale wiedziałam, że bardzo cierpi.
 * * * *
  Kolejne dni zlewały się. Szkoła-dom- łóżko, szkoła-dom- łóżko, szkoła-dom łóżko. Zachowywałam się jak zombie, co oznaczało siedem nowych jedynek do poprawienia i globalne ochłodzenie. No, może przesądziłam... A może nie? Etcher steruje pogodą tylko w okolicy, ale słońce krąży wokół ziemi... Deth wiedział na co się pisze.Musiał wiedzieć. Znienawidziłam go.
  Na początku powód mojego zobojętnienia znali tylko Etcher z rodziną i Valter. Trzy dni później wiedziała cała szkoła.
 ***

  Musiałam iść na pogrzeb Jima. Gorąco pragnęłam, by wstał, zamiast leżeć w trumnie. Jednak musiałam zostawić go tak, jak jest. W środku nabożeństwa dusza mojego brata usiadła mi na ramieniu. Łzy znów poleciały mi z oczu.
  Podczas tych kilku dni, kiedy wszystko wróciło do normy Deth wytłumaczył mi jak usłyszeć dusze i dostać się do zaświatów. W ten sposób odesłałam kilka z nich. Teraz przyszedł czas żeby zrobić to samo z moim bratem. Z ciężkim sercem przekazałam go Rafelowi- aniołowi, którego poznałam po raz pierwszy.

  Kolejne dni, miesiące upłynęły w żałobie. Pewnego ranka Tim zaproponował, że usunie ból z mego serca-  końcu czas leczy rany. Nie chciałam.Do wakacji pogodziłam się jakoś ze stratą.
 Ale czas pokazał, że to nie koniec moich zmartwień...






Koniec części pierwszej :'(

4 komentarze:

  1. O Boże, piękny rozdział, ale to co zrobił Śmierć... Tak bardzo żal mi Kate, tyle wycierpiała. Nie wiem co zrobić czy kochać Śmierć czy nienawidzić, to takie trudne. Koniec części pierwszej :( Nie mogę doczekać się kolejnej, dowiedzieć jak poradziła sobie Kate, co działo się później. Pisz dalej, naprawdę. No nic życzę weny w pisaniu i gorąco pozdrawiam As
    PS. Nadal płacze :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm Kate się pozbierała w kolejnej części nie jest to już rozdrabniane że tak powiem..Kolejny rozdział za niedługo może nawet dzisiaj :)

      Usuń
    2. No to już pisz, nie mogę się doczekać. Chciałabym aby moja miłość do Śmierci wróciła xD Pozdrawiam As

      Usuń
    3. Śmierć...jego to można kochać i nienawidzić w tym samym czasie, nigdy nie będzie się go dało tylko kochać :D

      Usuń