czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 6



Podskoczyłam gdy Etcher położyła rękę na moim ramieniu.
- Zawału ... przez ... ciebie ... dostanę ... - wydyszała dziewczyna i oparła się o ścianę - Gdzie on ... jest ?
- Zniknął.
- Nie gadaj.
Skinęłam głową.
- Z tego co zrozumiałam, to on sprawia, że ludzie nie widzą skrzydeł ale nie może robić tego długo i kazał mi wracać do domu pod karą śmierci.
 - Pod karą śmierci? " Skrzydlata postać ku końców zmierza." Zacznij go lepiej unikać.
 Stwierdziła Etcher gdy zmierzałyśmy do domu.
- To on unika mnie.....   Dowiem się, kim jest, choćby nie wiem co. Skończyłam w myślach.



  ***   

                                 
 Alessia nic nie wskórała w sprawie Tima, poza tym że chłopak zasnął na kanapie.W salonie unosił się ciężki zapach ziół. Rośliny tliły się w glinianej miecze.
- O skrzydła ci urosły. - zauważyła Nima.

 Miała na sobie letnią różową sukieneczkę do kolan. I włosy związane w wysoki kucyk. Wyglądała słodko gdyby nie cienie pod oczami.
 Co prawda skrzydła urosły z małych cherubinkowych do rozmiarów ... archanielskich?
 - Coś poza tym? - dokończyła swą wypowiedź.
- Dwie przepowiednie, śmierć, wampir i tajemnica.- odparłam znużona.
  Etcher zaczęła wyjaśniać skróconą wersję wydarzeń. Kiedy skończyła, Nima opowiedziała, jak zaangażowała wiewiórki i gołębie do przeszukania miasta. Nic to jednak nie dało.
- Przecież Sun jest uwięziona pod ziemią - zauważyłam
- Zaangażuj krety.- zaproponowała Etcher
- Jutro się tym zajmę, teraz pada z nóg.- oznajmiła Nima.
- Właśnie, Kate, gdzie będziesz spać?- spytała Alessia odrywając się od robienia jakiegoś okładu z ziół dla wychowanka.
- Może u Tima? On śpi tu. - powiedziała niebieskooka wskazując na wpół przykryte ciało chłopaka, który miał tylko spodnie od pidżamy  - Tylko się nie uduś.
  Nie wiedziałam, czy żartuje, czy też nie.
-Dam radę. Kiedyś spałam u brata w Anglii. To był koszmar, ale trochę się uodporniłam na bałagan.
 Kiedy wstawałam, kartka z kieszeni wypadła na podłogę.
- Moja wiewiórka! - zawołała brunetka podnosząc ją z szybkością błyskawicy.- A to co ?- spytała zdziwiona
- To ... śniło mi się.- wyjaśniam zakłopotana, Nima podała rysunek Etcher.
- Śniłaś o wampirze?! Mówię ci, on jest, znaczy będzie twoim końcem! - wykrzyknęły prawie równocześnie.
- Całkiem możliwe- mruknęła Alessia, ale chyba nie chciała, żebym ją usłyszała.              Udałam, że nic nie słyszałam.
- Kate - to powiedziała głośno - policja cię szuka.
- Naprawdę?
- Twoja mama zgłosiła zaginięcie. Martwi się o ciebie.
- Nie mogę wrócić. Jak ja się jej pokażę?
- Zrozumie cię . Wyjaśnisz, że nie wiesz co się stało.- powiedział Etcher
- A ona mnie wyśle na amputacje skrzydeł.
- Albo na bardzo wnikliwe i bolesne badania. Będzie dobrze- zaświergotała Nima
- To mnie pocieszyłaś - mruknęłam ziewając
- Czas iść spać - zawołała opiekunka wstając- Jak będziesz wchodzić do pokoju Tima, wstrzymaj oddech.


***


 U chłopaka nie było tak źle. Szare łóżko,chyba jedyne czyste w tym pomieszczeniu, stojące w centrum pokoju. Na nim kilka białych i czarnych poduszek. Nad wezgłowiem znajdowało się duże okno. Po prawej stronie byłą szafa oraz biurko zawalone jakimiś papierami i innymi śmiotkami. Tak samo zresztą  jak podłoga.  Dziewczyny miały rację. Tu był niezły bajzel.
 Kiedy już dotarłam do łóżka wspięłam się na jego podgłówek otwierając okno na oścież.
 Wpatrzyłam się w gwiazdy. Mrugały do mnie z daleka. Nie czułam senności. Noc dodała mi sił. Nie myśląc wiele ściągnęłam potarganą bluzę i podkoszulek uwalniając skrzydła. Same się rozpostarły. Czarne lśniło, białe natomiast przygasło.
 Nie przejmując się tym, że byłam w samym staniku, instynktownie stanęłam na parapecie. Musiałam się trochę pochylić, żeby się tam zmieścić. Nagły podmuch wiatru pociągnął mnie na zewnątrz.
 Zamknęłam oczy czekając na upadek.
Poczułam tylko dotyk wiatru na nagich ramionach. Leciałam!
 To było wspaniałe uczucie, gdy wiatr delikatnie pieścił, każde z piór na skrzydłach. Choć lot wymagał pracy każdego mięśnia, by utrzymać się w powietrzu. To był ziście magiczny moment. Najlepsze uczucie w życiu. Leciałam może, z kilka minut?
  Gdy spostrzegłam blok i zapalone w pokoju światło. Coś mi podpowiedziało, aby tam podlecieć.Po dotarciu do okna kucnęłam na parapecie.
  W środku był niewielki pokój. Był głównie w kolorach różowym i fioletowym. Łóżeczko z baldachimem, komoda w księżniczki. Oraz dziewczynka w liliowej pidżamce, płaczącej przez sen w swoim łóżku.
Nikt do niej nie przyszedł.
 Nie wiem jak, ale wiedziałam, że ona umiera. Wkrótce obok pojawił się "wampir". Wyciągnął do niej rękę. Nie, to nie może się tak skończyć. Pomyślałam.
 Przenikając przez szybę dostałam się do środka. Było to dość dziwne uczycie. Lecz nie miałam czasu zastanawiać się jak to zrobiłam, bo złapałam chłopaka za rękę by go powstrzymać. Spojrzał na mnie  czarnymi oczami w których czaiło się zdziwienie, ale opuścił dłoń.
- Pozwalam ci uratować jej życie po raz pierwszy i ostatni - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- I ubierz coś na siebie.- dodał na odchodne.
 On zniknął tak jak poprzednio a ja oblałam się delikatnym rumieńcem zażenowana. Dziewczynka spała już spokojnie. Jej delikatna twarzyczka była okalała czarnymi włoskami. Delikatnie aby nie obudzić dziecka wytarłam łezki z policzków dziecinki. Poszłam jeszcze zgasić swiatło. Po tej przygodzie, spojrzałam na nią ostatni raz. I wyszłam. Tym razem otwierając okno, gdyż jakbym się nie starała,  nie dałam rady powtórzyć sztuczki z przenikaniem.
 Rozkoszując się nowo nabytą umiejętnością poszybowałam do pokoju Tima, dać odpocząć zmęczonym skrzydłom.
 Cóż prawie w nim nie śmierdziało. Prawie.

***

 Nadal nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok myśląc o tym, co zrobiłam.
 Przeniknęłam przez szybę. Spotkałam wampira prawie naga. Ciągle czułam się przez to zażenowania.
 Uratowałam życie dziewczynki.
 Latałam. Jeju to było niesamowite uczucie.
    Moje życie wywróciło się do góry nogami. Jeszcze sześć dni temu chodziłam do szkoły, a moim największym zmartwieniem była jedynka z polskiego. Teraz mogę umrzeć, Sun może umrzeć,  może też chcieć mnie zabić, Tim  może być warzywem.       Cholera, w moim krótkim życiu są same "może", czemu nie ma nic pewnego?  Przepraszam pewne jest, że mam skrzydła i prześladuje mnie wampir. Po prostu rewelka.
 Wstałam z łóżka  i włożyłam potargany podkoszulek. Może zacznę rozcinać ubrania na plecach i przyszywać do nich rzepy? Ciekawe kiedy skrzydła przestaną rosnąć ?     Podczas nocnej eskapady urosły jeszcze o pięć centymetrów.
W sumie z tymi rzepami to nie taki głupi pomysł. Wyciągnęłam jakąś bokserkę Etcher, potem jej jakąś odkupię.
 W kuchni, chodząc na palcach znalazłam nitkę i igłę. Niestety pierwotny plan się nie ziścił, został zastąpiony guzikami znalezionymi w pośród wielu roślin, szafek i szuflad. Przeklinając pod nosem za każdym, razem, kiedy się ukułam, docięłam dziurki na odpowiedni rozmiar i obszyłam je grubą nitką, z brzegami rozciętego materiału zrobiłam to samo. Nie wyszło źle. Szkoda tylko, że  podkoszulek był biały, a nitka czarna i się wyróżniała.
- Co tu robisz o tak nieludzkiej porze?- zapytała Nima ziewając.
 Miała na sobie brązową koszule nocną w białe krowy, do tego włosy związane w warkocza. Nie wyglądała jakby dopiero wyszła z łóżka. Ja natomiast tak. Rozczochrane włosy w staniku i majtkach. Czemu coraz częściej ludzie widzą mnie prawie nagą?  
- Nie jestem już ludziem. To moja pora.
 Szybko założyłam przerobioną podkoszulkę.  Męczyłam się trochę z guzikami więc przyjaciółka mi pomogła.
- Dzięki
- Proszę. Wracając, my też nie, a śpimy.- usiadła na krześle obok mnie.
- A ja nie mogę się ułożyć przez te skrzydła.
  Dotknęłam moich puszystych piórek.
- Hmm- mruknęła Nima. 
- Co hm?- spytałam dziewczynę która dziwnie na mnie patrzyła
- Latałaś?
- Skąd wiesz?
- Mam swoje sposoby.- odparła z tajemniczym uśmiechem.
 Wstała i rozprostowawszy kości otworzyła lodówkę.
- Chcesz coś? Sałaty?
- Nie, dziękuje. Najesz się zieleniną?- spytałam sceptycznie
- Jestem wegetarianką.
- Hm. No w sumie logiczne.
- O,marchewka- wykrzyknęła - Zgniła marchewka.
 Dodała z konsternacją w głosie. I wyrzuciła warzywo do kosza. Nad którym wisiał kalendarz. Drugi kwietnia. Coś miało się dziś stać. Ale co?
- Cholera jasna!- zerwałam się z krzesła.
- Co jest?- Nima odwróciła się w moją stronę.
- Jim przyjeżdża z Anglii!
- Kto?
- Mój brat. Widuje się z nim raz do roku. I w tym się nie zobaczymy.
 Opadłam na krzesło.
- Może poprosisz... wampira, żeby ci pomógł? Ostatnio schował twoje skrzydła.
- Ale jak go znaleźć? Jest tam gdzie ktoś umiera, lub nie żyje. Tu wszyscy żyją...
 Spojrzałam na Nimę.      
 - O nie, nawet o tym nie myśl.
- No co ty przecież bym tego nie zrobiła - podniosłam się z krzesła - Chociaż może... może zabijemy marchewkę.
Dodałam widząc zabawną minę brunetki. Wyciągnęłam obiekt rozmowy z kosza. W mojej ręce zaczęła się marszczyć i kurczyć. A ja poczułam jak przez moją rękę przesuwa się energia. Tak jakbym odbierała resztki jej życia. Z wrzaskiem odrzuciłam marchewkę pod ścianę.
 Prosto pod nogi wampira.

wtorek, 21 stycznia 2014

Rozdział 5



Wyglądał na naprawdę wściekłego.
 - No dobra.- mruknęła i chmurka zniknęła
- To jest Kate- wskazała na mnie.
- Miło poznać.- rzucił od niechcenia.
Wszedł do domu, a my za nim. Etcher zamknęła za nami drzwi.
 - O czyim losie chcecie poznać prawdę?
- O Sun.- powiedziałyśmy równocześnie
-"Sony czy Sun? 
Decyzja trwa. 
Jej dusza walczy 
A hałas droga 
Bez słońca samotna 
Bez słońca cierpiąca
Czy pomoc przyjdzie? 
Cierpi do końca"

- Sam to wymyślasz? - zapytałam zdumiona
- Nie wymyślam. To samo przychodzi
 - Czemu jej dusza walczy?- zapytała Etcher
- Interpretacja należy do was.
Wtedy usłyszałam trzask materiału, a gdy obróciłam głowę, pióra połaskotały mnie w ucho. Skrzydła urosły i rozwaliły bluzę.
Em nie wyglądał na zaskoczonego.
- Skrzydlata postać
 Ku końcowi zmierza
 Sprawiedliwość
 I karę wymierza. 

Chłopak wyrecytował na jednym tchu.
 - Ku końcowi?- przełknęłam ślinę
- Powtarzam: rozumcie to jak chcecie. A teraz: do widzenia.
Po prostu wepchnął nas za drzwi.
- Jak teraz ukryje skrzydła?!- zapytałam spanikowana
 - Może ludzie pomyślą, że są sztuczne? Albo je zignorujmy?
Posłuchałam Etcher, i mimo skrzydeł na wierzchu nikt nie zwracał na nie uwagi, co było dość dziwne. Po wyrzuceniu nas z domu chłopaka poszłyśmy do kawiarni "Lilii" . Zbliżał się wieczór. Etcher powstrzymała deszcz ale słonce zachodziło.
- "Sony czy Sun, decyzja trwa"- zaczęła Etcher- To może oznaczać, że Sony walczy wewnętrznie.
 - Albo, że nie chce używać swojego imienia.- powiedziałam błyskotliwie. Przyjaciółka zgromiła mnie wzrokiem.
- " Jej dusza walczy"
 - Tego nie kapuje.
 - " A hałas droga"
 - Jest gdzieś, gdzie jest głośno. Fale dźwiękowe drgają.- stwierdziłam bez wygłupów.
- " Bez słońca samotna"
 - Jest pod ziemią lub dachem.
 - " Bez słońca cierpiąca"
 - Czy Sun odczuwa brak światła? - zapytałam.
 - Tak, mówiła, że to boli- odparła Etcher- " Czy pomoc przyjdzie?"
 - Jeśli w porę ją znajdziemy, to przyjdzie.
 -"Cierpi do końca"
-Aż do uwolnienia. Lub ....
- Nie kończ.- przerwała mi ostro brunetka- Szukamy pod powierzchnią. W końcu ją znajdziemy. Podniosłam szklankę do ust. Herbata miała smak truskawkowy. Po dłuższej ciszy odezwała się Etcher.
 - Zajmiemy się drugą przepowiednią. Też jest ciekawa.
- " Skrzydlata postać" To ja.
- Tak. " Ku końcowi zmierza" - pałeczkę przejęła niebieskooka
- Ku śmierci? Dziękuje bardzo.
-"Sprawiedliwość i karę wymierza".
 - Mam kogoś sądzić a może zabić? Nie, to bez sensu.
Znów zapadła pomiędzy nami cisza.
 - O co chodzi ze " znalezieniem następcy"?- spytałam- Mówiłaś o tym przy możliwościach Sun. - dodałam widząc pytający wzrok dziewczyny.
- Gdyby tylko jedną osoba kontrolowała słonce, to musiałaby być nieśmiertelna. Zanim któreś z nas umrze musi sobie znaleźć kogoś, kto przejmie jego umiejętności
. - Przecież nikt nie wie kiedy umrze. A jeśli nie zdążysz znaleźć zastępcy?
 - W moim wypadku nie za wiele, się stanie. Pogoda będzie non-stop szara. Śmierć Sun oznaczać śmierć słońca.
- Oraz zagładę ludzkości. - zgadłam
Etcher potwierdziła skinięciem głowy. Spojrzałam przez okno na ulicę. Nieświadomi niczego ludzie spacerowali spokojnie w blasku zachodzącego słońca. Wtem mignęła mi znajoma, blada twarz.
- Etcher patrz!
Wskazałam na "wampira". Zanim go, zobaczyła odwrócił się i odszedł. "Tym razem nie ucieknie!" przemknęło mi przez myśl. Zdecydowanym ruchem wstałam od stolika. Ruszyłąm do drzwi.
-Zwolnij!- usłyszałam jeszcze za sobą krzyk Etcher.
Czarne włosy chłopaka zniknęły za rogiem. Poszłam za nim przyśpieszając tak, że przyjaciółka zginęła w tłumie ludzi.  Stał, rozluźniony, opierając się o ścianę ślepego i obleśnego zaułka. Był ubrany w opinającą ciało koszulę i czarne jeansy.Włosy miał rozwiane przez wiatr przez co wchodziły mu do czarnych oczu wyrażających jego znużenie całą tą sytuacją. Obserwowanie go przerwał mi kot przebiegający obok.
 - No nareszcie- odezwał się pierwszy. Znów zwracając całą moją uwagę na siebie.  

-Co?- spytałam nieco zbita z tropu
- Ukrywanie ciebie jest strasznie męczące. - odparł zniecierpliwiony.
Na zmęczonego nie wyglądał.
-Kim jesteś?!
- Kiedyś ci opowiem, nie po to ci się pokazywałem. Nie możesz  wychodzić na zewnątrz. Ja nie mogę długo oszukiwać ludzkiego wzroku. Wróć o domu, jeśli ci życie miłe.
- Grozisz mi?
W odpowiedzi wyszczerzył zęby w złowrogim uśmiechu.
- Tak grożę.
Powiedział zachrypniętym głosem, znikając w obłokach czarnego dymu. 









 No cóż  kolejny rozdział dodany.  Za wszelaki błędy w tym i poprzednim wpisie przepraszam. I jako Mały dodatek do rozdziału wstawiam naszego "wampira" i Kate. Gdyż nie mogłam znaleźć ładnej anielicy z kolorowymi  skrzydłami dałam taką (ale oryginalnie Kate ma białe i czarne skrzydło)



niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 4



Słonce właśnie wchodziło rzucając cienie na drewnianą podłogę. 
To był tylko sen? 
Nie, to nie mógł być sen. 
Ale pamiętam coraz mniej szczegółów. Czym prędzej zapisałam, to co miałam w głowie na kartce papieru wyciągniętej z biurka Nimy. Jak się później okazało kartka to był, rysunek wiewiórki. Tak realistyczny, że prawie pogłaskałam zwierzątko. 
Szybko ubrałam się w ciuchy Etcher i schowałam kartkę do kieszeni. 
Alessia siedziała na kanapie i czytała gazete. Zawahałam się.
 - Eee ... dzień dobry
 - Och Kate. Wcześnie wstałaś. 
- Kwestia porannego wstawania do szkoły i przyzwyczajenia. 
Uśmiechnęła się. Miała w sobie takie coś, że nie mogłam jej nie ufać. Nie mogłabym, gdyby nie kartka w mojej kieszeni. 
- Etcher , Tim i Nima jeszcze nie wrócili? 
Tym pytaniem zmyłam jej uśmiech z twarzy. Westchnęła ciężko. 
- Nie, jeszcze nie. Co chcesz na śniadanie? 
- Proszę sobie nie robić kłopotu. Nie jestem głodna. 
Mimo to Alessia usmażyła mi omlety.
 - Coś cię martwi-zauważyła, gdy jadłam trzecią porcję. 
Jakby nie wiedziała o co chodzi.
 - To przez Sun i ... to wszystko. 
Zrozumiała o jake wszystko mi chodzi, ale wyglądała, jakby była smutna. Nie tylko z powodu wychowanków.


4 Dni później


 Drzwi wejściowe otworzyły się z trzaskiem. Alessia pobiegła przodem, bo ja zakrztusiłam się jajkiem. W końcu przestałam kaszleć. 
W salonie Etcher i Nima sadzały Tima na kanapie. Chłopak nie wyglądał dobrze. Trochę jakby nie kontaktował. Opiekunka położyła mu dłoń na czole.
 - Co się stało?-zapytałam. 
- Sony zrzuciła mu worek z cementem na głowę. I nie, nie jesteśmy nieśmiertelni, tylko trochę bardziej wytrzymali.
Wyjaśniła Etcher siadając obok brata. Była nieźle padnięta , podobnie jak jej siostra. Tim rozglądał się nie wiedząc gdzie jest. Ciekawe, czy wie, jak ma na imię.
 - A co u ciebie?- spytała Etcher
 - Nic się nie zmieniło, ale ... muszę wrócić do domu. Mama dostanie szału.
 - Jasne, zajmiemy się Timem. - zapewniła mnie Alessia. Skąd wiedziała, że o tym myślałam?- Twój plecak jest na górze. 

Na przedpokoju stało wielkie lustro. Na chwilę spojrzałam w jego stronę i ... wrzasnęłam. Znad pleców wystawały mi niewielkie skrzydełka. Prawe było białe a lewe czarne, na odwrót do moich oczu.
 Podkoszulek był w strzępach. Wcześniej tego nie zauważyłam, bo wszystko zasłaniały włosy. Teraz wyrażając szyję mogłam podziwiać pióra. Te z lewej delikatnie lśniły a, te po prawej miały złote końcówki. Naprawdę piękne ale nie chcę być wyrokiem natury!
 - Co się stało? - zobaczyłam w lustrze twarz Etcher
- Ooo ...
 - Czemu mam skrzydełka?! 
- N-nie wiem. Fajne są. 
- No może trochę. Ale jak się pokaże na ulicy? 
- Spróbuj je schować.
- Jak? 
- Próbuj. 
Skupiła się mówiąc w myślach: " ukryjcie się", ale nic z tego. Były tam nadal. 
- Pozostaje mi założyć pelerynę.
 - Spróbuj nimi poruszać. 
Spróbowałam i poczułam, jakbym miała dodatkowe mięśnie na plecach. Poczułam, że skrzydła zaczynają się ruszać.
 - I co ją mam teraz zrobić? Odlecieć?
 - Spokojnie - Etcher mnie przytulić, dotykając skrzydeł, co od raz
razu poczułam 
- Coś wymyślimy


 Podsumowując:

 1) Sony zwiała, a jeśli jej nie złapiemy, zrobi coś głupiego 
2) Tim nie wie kim jest i nie da się z nim dogadać, co utrudnia sprawę 
3) Wyrosły mi skrzydła, przez co nie mogę wrócić do domu
 4) Mama pewnie zawiadomiła policję, że porwali mnie koledzy z klasy. Podjęte środki 
1) Alessia usiłuje leczyć Tima 
2) Nima szuka Sony 
3) Etcher chce mi uciąć skrzydła 
4) Napisałam do mamy, że nic mi nie jest i później jej wszystko wytłumaczę. 
Na przed ostatni punk się nie zgodziłam. W końcu były częścią mnie, więc to tak jakby, chciała mi urwać głowę. 
- No to co robimy?- przyjaciółka odłożyła nożyce krawieckie na stół.
- Daj mi grubą bluzę z kapturem i dołączymy do Nimy .
 - To chyba najlepsze co możemy zrobić. 
Etcher nie znalazła bluzę, która zakryłaby skrzydła, więc wyciągnęła takową z dna szafy Tima.
 - Wkładaj- rzuciła mi ubranie, a ją zasłoniłam poparty podkoszulek. 
- To co idziemy? 
- Taa ...  nawet wiem dokąd. Pomachała niewielka wizytówką. 
- Dokąd?- zawołałam biegnąc za nią po schodach do korytarza.
 - Do wierszoklety. 
*** 
Etcher wyjaśniła mi po drodze, że "wierszokleta" to chłopak o imieniu Em, który układa wierszowane przepowiednie.
 - Tylko się nie śmiej z jego imienia. Lekarze myśleli z początku, że to dziewczyna, więc nazwali go Emma. Potem wyszło na jaw iż położny to schizofrenik. Mimowolnie zaśmiałam się. 
- Właśnie przed chwilą powiedziałam, że masz się nie śmiać 
- No wiem, przepraszam - stłumiłam chichot- Możesz mi powiedzieć jakie są możliwości Sun?
  - To dość skomplikowane. Jeśli słonce umrze, to razem z nim Sony. Jeśli Sony umrze, to słonce także. Oraz Sony może spowodować śmierć kontrolowaną. Zginie na własne życzenie, a słonce z nią. Może też spalić nas żywcem. 
- Nie jest to optymistyczna wizja.- stwierdziłam
 - Oj nie. Dlatego musimy ją znaleźć. 
Etcher zatrzymała się gwałtownie, a ją na nią wpadłam.
 - To tu. - oznajmiła
Wskazała na mosiężną tabliczkę na drzwiach najmniejszego domu jaki widziałam. Napis mówił: Emma Watkins. On serio ma damskie imię. Podeszłyśmy bliżej, a za drzwi doszły nas szepty i szelesty. Etcher zapukała. Hałasy ucichły, ale nikt nam nie otworzył. Spróbowała jeszcze raz. Nadal brak odpowiedzi. W końcu kopnęła drzwi. 
- Ja mu dam- wysyczała moja przyjaciółka z gradową miną.
 Deszcz zaczął padać na ulicy, ale my pozostałyśmy suche. Po piskliwych krzakach poznałam, że deszcz pada również WEWNĄTRZ domu. 
- Radzę odsunąć się od drzwi- powiedziała dziewczyna. 
Przesunęłam się trochę do tyłu. Drzwi otworzyły się z rozmachem. Dziewczyna, która z nich wypadł, miała na sobie " małą czarną" i rozmazany na twarzy makijaż. Po ruch włosach spływaja woda. Minęła nas i pobiegła ulicą. Potem pojawił się chłopak. Miał czarne oczy i włosy, był opalony i ubrany w biały podkoszulek i jeansy. Nad jego głową unosiła się niewielka czarną chmura z której padał deszcz
. - Etcher! Nie tęskniłem.
 - Emma! Ja też nie.
- Możesz zabrać to... coś?- machnął ręką w stronę chmurki, a ta walnęła w niego piorunem
- Serio? Piorun? Chcesz pomocy,czy nie?


Przepraszam że tak długo nic nie dodawałam, ale no cóż szkoła. 
Kolejny rozdział za tydzień :D