Podskoczyłam gdy Etcher położyła rękę na moim ramieniu.
- Zawału ... przez ... ciebie ... dostanę ... - wydyszała dziewczyna i oparła się o ścianę - Gdzie on ... jest ?
- Zniknął.
- Nie gadaj.
Skinęłam głową.
- Z tego co zrozumiałam, to on sprawia, że ludzie nie widzą skrzydeł ale nie może robić tego długo i kazał mi wracać do domu pod karą śmierci.
- Pod karą śmierci? " Skrzydlata postać ku końców zmierza." Zacznij go lepiej unikać.
Stwierdziła Etcher gdy zmierzałyśmy do domu.
- To on unika mnie..... Dowiem się, kim jest, choćby nie wiem co. Skończyłam w myślach.
***
- O skrzydła ci urosły. - zauważyła Nima.
Miała na sobie letnią różową sukieneczkę do kolan. I włosy związane w wysoki kucyk. Wyglądała słodko gdyby nie cienie pod oczami.
Co prawda skrzydła urosły z małych cherubinkowych do rozmiarów ... archanielskich?
- Coś poza tym? - dokończyła swą wypowiedź.
- Dwie przepowiednie, śmierć, wampir i tajemnica.- odparłam znużona.
Etcher zaczęła wyjaśniać skróconą wersję wydarzeń. Kiedy skończyła, Nima opowiedziała, jak zaangażowała wiewiórki i gołębie do przeszukania miasta. Nic to jednak nie dało.
- Przecież Sun jest uwięziona pod ziemią - zauważyłam
- Zaangażuj krety.- zaproponowała Etcher
- Jutro się tym zajmę, teraz pada z nóg.- oznajmiła Nima.
- Właśnie, Kate, gdzie będziesz spać?- spytała Alessia odrywając się od robienia jakiegoś okładu z ziół dla wychowanka.
- Może u Tima? On śpi tu. - powiedziała niebieskooka wskazując na wpół przykryte ciało chłopaka, który miał tylko spodnie od pidżamy - Tylko się nie uduś.
Nie wiedziałam, czy żartuje, czy też nie.
-Dam radę. Kiedyś spałam u brata w Anglii. To był koszmar, ale trochę się uodporniłam na bałagan.
Kiedy wstawałam, kartka z kieszeni wypadła na podłogę.
- Moja wiewiórka! - zawołała brunetka podnosząc ją z szybkością błyskawicy.- A to co ?- spytała zdziwiona
- To ... śniło mi się.- wyjaśniam zakłopotana, Nima podała rysunek Etcher.
- Śniłaś o wampirze?! Mówię ci, on jest, znaczy będzie twoim końcem! - wykrzyknęły prawie równocześnie.
- Całkiem możliwe- mruknęła Alessia, ale chyba nie chciała, żebym ją usłyszała. Udałam, że nic nie słyszałam.
- Kate - to powiedziała głośno - policja cię szuka.
- Naprawdę?
- Twoja mama zgłosiła zaginięcie. Martwi się o ciebie.
- Nie mogę wrócić. Jak ja się jej pokażę?
- Zrozumie cię . Wyjaśnisz, że nie wiesz co się stało.- powiedział Etcher
- A ona mnie wyśle na amputacje skrzydeł.
- Albo na bardzo wnikliwe i bolesne badania. Będzie dobrze- zaświergotała Nima
- To mnie pocieszyłaś - mruknęłam ziewając
- Czas iść spać - zawołała opiekunka wstając- Jak będziesz wchodzić do pokoju Tima, wstrzymaj oddech.
***
U
chłopaka nie było tak źle. Szare łóżko,chyba jedyne czyste w tym pomieszczeniu, stojące w centrum pokoju. Na nim
kilka białych i czarnych poduszek. Nad wezgłowiem znajdowało się duże
okno. Po prawej stronie byłą szafa oraz biurko zawalone jakimiś
papierami i innymi śmiotkami. Tak samo zresztą jak podłoga. Dziewczyny
miały rację. Tu był niezły bajzel.
Kiedy już dotarłam do łóżka wspięłam
się na jego podgłówek otwierając okno na oścież.
Wpatrzyłam się w
gwiazdy. Mrugały do mnie z daleka. Nie czułam senności. Noc dodała mi
sił. Nie myśląc wiele ściągnęłam potarganą bluzę i podkoszulek uwalniając
skrzydła. Same się rozpostarły. Czarne lśniło, białe natomiast
przygasło.
Nie przejmując się tym, że byłam w samym staniku,
instynktownie stanęłam na parapecie. Musiałam się trochę pochylić, żeby
się tam zmieścić. Nagły podmuch wiatru pociągnął mnie na zewnątrz.
Zamknęłam oczy czekając na upadek.
Poczułam tylko dotyk wiatru na nagich ramionach. Leciałam!
To
było wspaniałe uczucie, gdy wiatr delikatnie pieścił, każde z piór na
skrzydłach. Choć lot wymagał pracy każdego mięśnia, by utrzymać się w
powietrzu. To był ziście magiczny moment. Najlepsze uczucie w życiu.
Leciałam może, z kilka minut?Gdy spostrzegłam blok i zapalone w pokoju światło. Coś mi podpowiedziało, aby tam podlecieć.Po dotarciu do okna kucnęłam na parapecie.
W środku był niewielki pokój. Był głównie w kolorach różowym i fioletowym. Łóżeczko z baldachimem, komoda w księżniczki. Oraz dziewczynka w liliowej pidżamce, płaczącej przez sen w swoim łóżku.
Nikt do niej nie przyszedł.
Nie wiem jak, ale wiedziałam, że ona umiera. Wkrótce obok pojawił się "wampir". Wyciągnął do niej rękę. Nie, to nie może się tak skończyć. Pomyślałam.
Przenikając przez szybę dostałam się do środka. Było to dość dziwne uczycie. Lecz nie miałam czasu zastanawiać się jak to zrobiłam, bo złapałam chłopaka za rękę by go powstrzymać. Spojrzał na mnie czarnymi oczami w których czaiło się zdziwienie, ale opuścił dłoń.
- Pozwalam ci uratować jej życie po raz pierwszy i ostatni - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- I ubierz coś na siebie.- dodał na odchodne.
On zniknął tak jak poprzednio a ja oblałam się delikatnym rumieńcem zażenowana. Dziewczynka spała już spokojnie. Jej delikatna twarzyczka była okalała czarnymi włoskami. Delikatnie aby nie obudzić dziecka wytarłam łezki z policzków dziecinki. Poszłam jeszcze zgasić swiatło. Po tej przygodzie, spojrzałam na nią ostatni raz. I wyszłam. Tym razem otwierając okno, gdyż jakbym się nie starała, nie dałam rady powtórzyć sztuczki z przenikaniem.
Rozkoszując się nowo nabytą umiejętnością poszybowałam do pokoju Tima, dać odpocząć zmęczonym skrzydłom.
Cóż prawie w nim nie śmierdziało. Prawie.
***
Nadal nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok myśląc o tym, co zrobiłam.
Przeniknęłam przez szybę. Spotkałam wampira prawie naga. Ciągle czułam się przez to zażenowania.
Uratowałam życie dziewczynki.
Latałam. Jeju to było niesamowite uczucie.
Moje życie wywróciło się do góry nogami. Jeszcze sześć dni temu chodziłam do szkoły, a moim największym zmartwieniem była jedynka z polskiego. Teraz mogę umrzeć, Sun może umrzeć, może też chcieć mnie zabić, Tim może być warzywem. Cholera, w moim krótkim życiu są same "może", czemu nie ma nic pewnego? Przepraszam pewne jest, że mam skrzydła i prześladuje mnie wampir. Po prostu rewelka.
Wstałam z łóżka i włożyłam potargany podkoszulek. Może zacznę rozcinać ubrania na plecach i przyszywać do nich rzepy? Ciekawe kiedy skrzydła przestaną rosnąć ? Podczas nocnej eskapady urosły jeszcze o pięć centymetrów.
W sumie z tymi rzepami to nie taki głupi pomysł. Wyciągnęłam jakąś bokserkę Etcher, potem jej jakąś odkupię.
W kuchni, chodząc na palcach znalazłam nitkę i igłę. Niestety pierwotny plan się nie ziścił, został zastąpiony guzikami znalezionymi w pośród wielu roślin, szafek i szuflad. Przeklinając pod nosem za każdym, razem, kiedy się ukułam, docięłam dziurki na odpowiedni rozmiar i obszyłam je grubą nitką, z brzegami rozciętego materiału zrobiłam to samo. Nie wyszło źle. Szkoda tylko, że podkoszulek był biały, a nitka czarna i się wyróżniała.
- Co tu robisz o tak nieludzkiej porze?- zapytała Nima ziewając.
Miała na sobie brązową koszule nocną w białe krowy, do tego włosy związane w warkocza. Nie wyglądała jakby dopiero wyszła z łóżka. Ja natomiast tak. Rozczochrane włosy w staniku i majtkach. Czemu coraz częściej ludzie widzą mnie prawie nagą?
- Nie jestem już ludziem. To moja pora.
Szybko założyłam przerobioną podkoszulkę. Męczyłam się trochę z guzikami więc przyjaciółka mi pomogła.
- Dzięki
- Proszę. Wracając, my też nie, a śpimy.- usiadła na krześle obok mnie.
- A ja nie mogę się ułożyć przez te skrzydła.
Dotknęłam moich puszystych piórek.
- Hmm- mruknęła Nima.
- Co hm?- spytałam dziewczynę która dziwnie na mnie patrzyła
- Latałaś?
- Skąd wiesz?
- Mam swoje sposoby.- odparła z tajemniczym uśmiechem.
Wstała i rozprostowawszy kości otworzyła lodówkę.
- Chcesz coś? Sałaty?
- Nie, dziękuje. Najesz się zieleniną?- spytałam sceptycznie
- Jestem wegetarianką.
- Hm. No w sumie logiczne.
- O,marchewka- wykrzyknęła - Zgniła marchewka.
Dodała z konsternacją w głosie. I wyrzuciła warzywo do kosza. Nad którym wisiał kalendarz. Drugi kwietnia. Coś miało się dziś stać. Ale co?
- Cholera jasna!- zerwałam się z krzesła.
- Co jest?- Nima odwróciła się w moją stronę.
- Jim przyjeżdża z Anglii!
- Kto?
- Mój brat. Widuje się z nim raz do roku. I w tym się nie zobaczymy.
Opadłam na krzesło.
- Może poprosisz... wampira, żeby ci pomógł? Ostatnio schował twoje skrzydła.
- Ale jak go znaleźć? Jest tam gdzie ktoś umiera, lub nie żyje. Tu wszyscy żyją...
Spojrzałam na Nimę.
- O nie, nawet o tym nie myśl.
- No co ty przecież bym tego nie zrobiła - podniosłam się z krzesła - Chociaż może... może zabijemy marchewkę.
Dodałam widząc zabawną minę brunetki. Wyciągnęłam obiekt rozmowy z kosza. W mojej ręce zaczęła się marszczyć i kurczyć. A ja poczułam jak przez moją rękę przesuwa się energia. Tak jakbym odbierała resztki jej życia. Z wrzaskiem odrzuciłam marchewkę pod ścianę.
Prosto pod nogi wampira.