Rozdział dedykuje Artemi Colfer ;) Dziękuje że czytasz :D
- Jak z Alessiom i innymi?- spytałam zatroskana
- Policja ją przesłuchiwała, powiedziała że w sobotę rano wyszłaś z domu i więcej cię nie widziała.
- To dobrze. Nie będą ich o nic podejrzewać- westchnęłam z ulgą.
Usiadłam po turecku na łóżku, Deth zjechał
niżej na obrotowym krześle. Dla niektórych widok Śmierci rozwalonej na
krześle w pokoju zwykłej nastolatki mógłby być zjawiskowy przez samo
bycie Kosiarzem. Dla mnie było to oszałamiające nie przez pełnioną
funkcję, tylko przez ogniki w onyksowych oczach, jego charakter i
trzepotanie motylków w brzuchu. Uświadamiając sobie że patrze prosto w
jego oczy zarumieniłam się delikatnie odwróciłam wzrok. Otrzepując się z
tych myśli wróciłam do wcześniejszego toku rozumowania, smutek
wymalował się na mojej twarzy.
- Deth?- szepnęłam- Kim... Czym ja teraz jestem?
- Jesteś Kate.
- Nie. - zaprzeczyłam trzepiąc głową, delikatnie aby nie potargać sukienki rozłożyłam skrzydła które przeniknęły przez ubranie
- Czym jestem?-spytałam ponownie
- Nie czym.- powiedział ostro- Jesteś Kate. Jesteś Nieumarłą.
-Czyli?
- Każdy człowiek umiera tylko raz. Ty już umarłaś, więcej nie umrzesz.- powiedział poważnie
- Nigdy?-zapytałam głucho, spojrzałam
prosto na niego był zdziwiony moim tonem- Czyli zestarzeje się i do
końca życia... w sumie to nieżycia zostanę zasuszoną śliwką?
Deth zachichotał Śmierć zachichotała,
otworzyłam szeroko oczy, zdziwienie to mało powiedziane zbierałam
szczękę z podłogi, lecz szybko szok zastąpiła złość.
- To nie śmieszne nie chcę być śliwką.
- N-nie będziesz za-zasuszoną śliwką.- ciężko było go zrozumieć przez wybuchy smiechu
- Ogarnij się panie Mroczny Kosiarzu...
- Kiedy zdecydujesz, że jesteś wystarczająco... stara, po prostu przestaniesz rosnąć.
- Brzmi prawie fajnie. Ale... Po co mam władzę nad życiem i śmiercią, jeśli nie pozwoliłeś mi korzystać z tej mocy?
- Po nic. Nie możesz i koniec kropka.
-Kate?!- zawołała mama z dołu- Obiad!
- Już idę!
Wstałam, z ręką na klamce przypomniałam sobie coś
- D....- zaczęłam ale on zniknął
Wyszłam z pokoju. Jeszcze raz przytuliłam rodziców i zasiedliśmy do stołu
* * *
Powiedziałam Ether, że przez parę dni chcę
odpocząć i oswoić się z nowymi funkcjami. Zaczęłam wstawać równo ze
wschodem słońca, a po jego zachodzie byłam osłabiona i mniej aktywna niż
za dnia. Mogłam kierować temperaturą na świecie i czułam w sobie
nieustanne ciepło. Panowałam też nad ogniem, tylko musiałam jeszcze nad
tym popracować, żeby nie było... żadnych incydentów z podpalaniem koszy
na śmieci. Rodzice pozwolili mi zostać dwa tygodnie w domu. Do szkoły
miałam iść w poniedziałek. Za dwa dni.
~ ~ ~
Leżeliśmy tuż obok siebie. Jego ciało obok mojego. Jego usta centymetr od moich. Czarne oczy Śmierci lśniły.
-Wybór
należy do ciebie.- szepnął. Jego ciepły oddech owiał moją twarz.
Podjęłam decyzję już dawno. Przysunęłam się bliżej nasze usta...
Gwałtownie usiadłam na łóżku, zegarek
wskazywał północ. Westchnęłam, zdecydowanie za dużo o nim myślę
ostatnio, zdradzieckie myśli. Na skraju materaca ktoś się poruszył.
Chciałam krzyknąć gdy zorientowałam się iż to rozbawiony Deth.
- Co tu robisz?- spytałam niemrawo, oblewając się rumieńcem. Byłam szczęśliwa że chłopak nie widzi w ciemności
- Podziwiam sobie... twoje sny.- powiedział nonszalancko
Jak tak dalej pójdzie to moje policzki będą świecić intensywną czerwienią w ciemności.
- To tylko... moja chora wyobraźnia.
Podkuliłam nogi do piersi i objęłam je rękami.
-Ciekawi mnie twój wybór.
- Mówiłam to tylko...
-Twoja wyobraźnia dała ci wybór. Dla czego powiedziałaś tak?
-Nieważne.- szepnęłam
-Powiedz.
Pokręciłam głową, brązowe włosy zasłoniły mi twarz.
-Powiedz.-dalej naciskał
-Nie.- warknęłam
-Okej- westchnął jakby naprawdę tego żałował, ale nie dam mu niczego do nękania mnie- Jak się czujesz?
-Czemu pytasz?- spytałam zbita z pantałyku
-Jesteś teraz bardzo potężna. Musisz być
silna. Nie możesz się poddać, wiele ludzi wtedy zginie.- powiedział już
miałam tę głupią nadzieję że na prawdę się martwi.
- Wiem.- odwróciłam się żeby spojrzeć przez okno- Jest okej.
- Dajesz radę?- jednak nadzieja powróciła
- Martwisz się? Tak daje wszystko jest dobrze.
Zapadło milczenie. Wpatrywałam się teraz w Detha, a on we mnie.
- Czemu siedzisz ze mną? Przecież ludzie umierają cały czas
- Dusze poczekają.- odpowiedział niemrawo
- Olewasz je? To nie fair.
- Życie est nie fair. Też mam prawo do czau
wolnego.- powiedział ostro, opamiętując się dodał zaczepnie - A dusze
poczekają porozmawiają, zapoznają się...
Prychnęłam. Po chwili zastanowienia zaproponował
-Jeśli chcesz- zaczął powoli - To chodź ze mną. Odstawimy kilka dusz.
-Mogę?
- A czemu nie? Też po części jesteś Śmiercią. Tylko się ubierz.
Całkowicie zapomniałam w czym spałam, a
spałam w kusej koszulce na ramiączkach i krótkich spodenkach. Nie
pokazując po sobie, że przejmuję się obecnością Detha podeszłam do
szafy. Ubrałam się ciągle czując na sobie jego palący wzrok D.
-Jestem gotowa.- oznajmiłam
Przejechał spojrzeniem po bluzie z logiem jakiegoś zespołu i jeansach.
-A buty?
-Niepotrzebne.
Uśmiechnął się zadziornie,wyciągając dłoń.
-Chodźmy.
I tak oto dochodzimy do kolejnego rozdziału :D
Tyle błędów że nie da się ich zmieścić w komentarzu -_- . Ale przynajmniej coś się tu zaczęło dziać :) tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńPff błędy kto by się nimi przejmował może jestem dyslektykiem itp itd :P
UsuńJej wielkie dzięki za dedykacje :) Strasznie się cieszę. Rozdział bardzo fajny i kocham Śmierć. Czekam już na kolejny, życzę ci weny i bardzo gorąco pozdrawiam As
OdpowiedzUsuńPS. Boże, jak ja się cieszę :) jeeeeee
Dedyk się należy za tak bardzo entuzjastycznego czytelnika :D
Usuń