poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 9



- Deth?!
Pojawiła się przede mną.
- To znowu ty?-spytał znużony
- Musimy ratować świat! Ja wiem, że ty wiesz, gdzie jest Sony, bo ona już umiera!
Wysyczałam przez zaciśnięte zęby zapominając z kim mam do czynienia. Jego czarne oczy były zimne jak lód. Odpowiedział mi chłodno.
- Wiem, ale ty też wiesz. Posłuchaj siebie. I pod żadnym pozorem nie baw się życiem. Może i możesz je przywrócić bądź odebrać, ale zabraniam ci tego robić. Rozumiesz?
- Głupia nie jestem- cofnęłam się parę kroków. Nie bałam się go, ale gdy patrzyłam w te jego oczy... Zimno mi nie przeszkadzało. Czułam... właściwie nie wiem co czułam. I tego uczucia się odrobinę obawiałam.
- Ale jak niby mamy ją znaleźć?
- Głupia nie jesteś?- spytał z powątpiewaniem- Słuchaj siebie. Powodzenia.
Zanim rozpłynął się w powietrzu złapałam go za nadgarstek. Otuliła mnie czarna mgła, potem znalazłam się na ulicy Wieoleńskiej. Wokół było ciemno. Wysoki budynki nie dopuszczały światła latarni.
- Uparta jesteś.
- Zabierz mnie do Sun, albo powiem wszystkim, że masz na imię Andy.
- Nie mam na imię Andy.- odparł rozdrażniony- Że masz odwagę rozkazywać Śmierci.
- Ja też w jakimś stopniu jestem Śmiercią.- powiedziałam niewinnym głosem. On tylko prychnął.
- Czyli co, w drogę?- spytałam
Westchnął i mgła pojawiła się znowu. Niech żyje kobiecy urok, pomyślałam ze śmiechem.
                                                     * * * *
Zjawiliśmy się za kolejnym budynkiem. Ten był bez szyb, szary i pusty. Zza niego dochodził hałas młota pneumatycznego.

- Tam znajdziesz Sun. Jeśli umrze, nie możesz jej ożywić.
Wyszarpnął rękę i zniknął. Wlazłam przez okno do środka, a podłoga załamała mi się pod nogami. Upadłam na szczątki desek. Światło padało na mnie z góry. Przede mną byłą piwnica pogrążona w ciemności. Tu było jeszcze głośniej. Wstałam i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Zaczęła boleć mnie głowa od hałasu. Im bardziej zagłębiałam się w korytarzu, tym huk zaczął słabnąć.
Teraz szłam jeszcze szybciej, bałam się, że nie zdążę. Pomieszczenie zaczęło się zwężać, aż zmieniło się w przejście.
- Sony?!- zawołałam. Echo powtórzyło po mnie parę razy. Nie zwolniłam. Już nic nie widziałam.
Przed siebie
Wyciągnij ręce
Ciemność się zbliża
Jest dookoła."
Przepowiednia się sprawdza. Po omacku poszłam dalej. 
- Sun!- krzyknęłam ponownie. Odpowiedział mi słaby kaszel gdzieś z przodu. Pobiegłam w tamtym kierunku. Od włosów leżącej na ziemi Sun biła słaba poświata. Uklękłam obok.
- Sony.- powiedziałam łagodnie
- Kate? Kate, przepraszam. Byłam wściekła... Ja, ja...
- Spokojnie, wyjdziemy stąd. 
- Nie. Próbowałam. Głaz przygniótł mi nogę, Jest zmiażdżona. Nic nie czuję.
Spojrzałam w tamtą stronę. Zaczęłam próbować ściągnąć go z jej nogi.
- Damy radę. Wydostanę cię stąd.- mówiłam z coraz bardziej zaciśniętym gardłem.
- Kate. Zostało mi mało czasu. Zostaw to.
Zaprzestałam kopać w kamień na nodze Sun.
"Zagłada wasza
Zagładą świata"
- Coś wymyślę.
Blondynka cicho zaszlochała a ja razem z nią.
- Katherine- zaczęła głosem stłumionym od łez- Czy jesteś gotowa przyjąć na siebie obowiązki wcielenia słońca?
Zamarłam.
" Los?
Przypadek?
Nowe przeznaczenie."
Wcielenie słońca.
- N-nie mogę.
- Ja- zaczęła oficjalnie- Sun Story przekazuję tobie mój dar, obowiązek i klątwę władzy nad gwiazdą najwyższą. Czy przyrzekasz dbać o słońce?
- Przyrzekam.- odparłam z rezygnacją
- Powodzenia Kate...
Sun zamknęła oczy. Jej włosy zgasły, a ja... Ja poczułam potęgę. Tak, jakbym była w stanie zrobić wszystko począwszy od schowania skrzydeł a kończąc na zniszczeniu Ziemi. I czułam ciepło w środku. Ciepło słońca. Ciepło Sun.
Z oczu płynął mi wodospad łez. Może ta dziewczyna zniszczyła mi życie, ale dzięki niej zyskałam nowych przyjaciół, poznałam prawdziwą Śmierć i przeżyłam przygodę z dramatycznym końcem.
- Ja ciebie też przepraszam, że nie zdążyłam na czas.- szepnęłam do Sun zcierając łzy z twarzy.
Wtedy wszystko zaczęło się się walić. Skały odpadły z sufitu zasypując tunel.
"I nie bój się
Być może twój koniec
Ocali cię"
Mam umrzeć razem z Sony?
"Skrzydlata postać
Ku końcowi zmierza"
Koniec. Śmierć. Mój Śmierć! 
- Deth!- krzyknęłam. Oby naszyjnik zadziałał jak poprzednio. - Deth!
- Jestem. Jestem.- uchylił się przed największą skałą- I tak bym tu przyszedł po duszę Sony. Przegrałaś, tak?
Nie wiem jak, ale słyszałam jego głos pomimo hałasu.

-Nie. Nie przegrałam, ale zaraz to się stanie, jeśli mi nie pomożesz.

Skrzyżował ręce na piersi.
- No to jak wygrałaś?
Miałam tego dosyć.
- Pomożesz mi czy nie? Potem ci powiem co się stało!
Chwycił mnie za ramię, a ja dotknęłam zimnej już dłoni Sun. Deth raczej nie miał w planach podróżować z trupem lecz nie miał tu nic do gadania.
Wylądowaliśmy w salonie domu Alessi. Deth popatrzył na Sun. Nie wiedziałam co widzę w jego oczach. Bezsilność? Smutek? A może ulgę?
I właśnie w tedy się załamałam. Byłam tylko człowiekiem i nagle wszystko się zmienia. Mam władzę nad życiem,śmiercią i słońcem. Moja świadomość była na wyczerpaniu. Miałam dość tego wszystkiego. Zamknęłam oczy. Chciałam tylko się położyć i spać, spać, spać....


Poczułam podłogę pod plecami A  potem wodę na twarzy/
- Kate! Wstawaj!- wrzasnął Deth
Gwałtownie usiadłam. Za oknem błyszczały gwiazdy. Siedziałam na podłodze a obok stał Śmierć z pustą szklanką w ręce. Z włosów ściekał mi woda.
- Co jest?
- Zemdlałaś.
- Ile byłam nieprzytomna?- spytałam średnio kontaktując.
- Czemu mnie dopiero teraz obudziłeś?
- Miałem inne sprawy do załatwienia.- oznajmił chłodno
- Co robiłeś?
Zadawałam mu cały czas pytania starając się choć na chwilę zapomnieć o tym co się stało.
- Odesłałem ciało Sony na cmentarz- odpowiedział szeptem- Nie mów o tym, bo Alessia nigdy się nie uspokoi.   W tym momencie do salonu weszła zapłakana Alessia niosąc parujące kubki. Usiadła z jednym na kanapie cicho popłakując.
- Mam dość.- wytarłam twarz
- To już koniec. Tim, Etcher i Nima są w swoich pokojach. Powiedziałam im wszystko.
- Skąd wiedziałaś?
- Włosy ci świeciły, aż zapaliłam światło.
- Przepraszam, tak bardzo przepraszam. Próbowałam. Naprawdę się starałam. P-przepraszam...
- Spokojnie. Nic nie mogłaś zrobić.- zapewniła mnie kobieta
Zaczęłam znów płakać. Deth usiadł obok obejmując mnie ramieniem. Jak się troszeczkę uspokoiłam spytałam go szeptem.
- Dlaczego nie chciałeś pomóc Sun? W końcu to twoja siostra.
- Właśnie dlatego, że to moja siostra. Nie wolno mi robić nic więcej poza odsyłaniem dusz. - zaczął wyjaśniać. Jego głos działał na mnie kojąco-Pomyśl, co by było, gdybym mógł jak ty uśmiercać jak leci. Świat pogrążyłby się...
Oparta głową o ramie Detha zasnęłam. Zanim odpłynęłam w krainę snów pomyślałam, że zabawne jest czuć się bezpiecznie w ramionach Pana Śmierci.....








I tak oto kończymy pierwszą część Sił Natury.
Jeśli jesteście chętni na kolejną część piszcie w komętarzach.
Pozdrawiam Clary :)