niedziela, 29 czerwca 2014

Epilog






Em krążył po pokoju wpatrując się w zapisaną drobnym pismem kartkę. Nie wiedział co o tym myśleć, ale wiedział, że Kate to się nie spodoba. Będzie musiał jej to wysłać, ale jeszcze nie teraz. Nie odkąd ktoś go śledzi dzień i noc. W dodatku ostatnio nie dostał poczty. Ktoś ją kradł.
Westchnął i usiadł przy biurku.
- Kate, coś ty wykombinowała?

"Los połączy serca dwa
I chociaż to nie ty i ja
Spróbuj być szczęśliwa, choć beze mnie,
Ja nie chcę byście były złe
Bo obie ważne jesteście
I obie macie u mnie pierwsze miejsce.
Ty byłaś pierwsza, ale cóż
Przyszła ona szkoda słów
Smutek, żal i gorycz serce ściska
Bo podjąć wybór nadszedł czas
Ja nie chcę tracić żadnej za was
To dla mnie jest decyzja niemożliwa..."

Zgiął kartkę na pół i wsadził do koperty. Wyjrzał przez okno i zauważył przemykający cień. Schował kopertę do szuflady...



















Część trzecia już wkrótce...

Rozdział 14

Część II


Rodzice Kate postanowili wyjechać do sanatorium, by odpocząć. W końcu po to są wakacje. Wiedzieli, że ich córka czuje się dobrze i nie po raz pierwszy zostawiali ją samą. Zresztą Kate nie miała nic na przeciwko.
 Kiedy samochód odjechał, zaczęło padać. Dziewczyna pomachała ostatni raz i pobiegła do domu. Wyciągnęła z kieszeni nowego smartfona. Napisała wiadomość do przyjaciółki.
"Wszystko ok?"
Etcher odpisała po chwili.
"Tak. Od czasu do czasu trzeba nawodnić ziemię"
"Skoro tak. Zapraszam cię do mnie. Rodzice pojechali, a ja mam nowy horror."
"Zaraz będę"
"Weź Nimę i pidżamę. Nie będziecie wracać po nocy."
Kolejna wiadomość przyszła od Nimy.
"Dziewczyński wieczór? Super ;)"
W oczekiwaniu na przyjaciółki Kate przygotowała salon, film i łóżko rodziców, żeby dziewczyny miały gdzie spać. Rozległ się dzwonek do drzwi. Paranormal Actiwity 2- play...

Kiedy napisy zgasły żadna z dziewczyn siedziała jak sparaliżowana.
- Trzeba zapalić światło.- stwierdziła Etcher
- To skoro jesteś taka odważna to idź.- odparowała Nima przeczesując palcami zafarbowane na różowo włosy. Szalona rzecz na początek szalonych wakacji, powiedziała kiedy Kate spytała czemu to zrobiła. Tak samo Etcher skróciła niegdyś długie do pasa włosy które teraz sięgały do ramion.
- Cicho, ja pójdę.- pogodziła je brunetka i wstała rozgniatając porozrzucany pop-corn. Podeszła po omacku do ściany i nacisnęła włącznik. Nic się nie stało. Spróbowała jeszcze parę razy.
- Yyy... mamy problem...

Trzymając się za ręce i oświetlając latarką każdy kąt jakoś dotarły do drzwi.
- No, to sypialnia rodziców. Tu będziecie spać.
- Dobranoc. - odpowiedziały równo siostry
- Mam nadzieję, że zasnę.- dodała Nima
- A ja nie. Jeszcze coś nas zaatakuje we śnie.- roześmiała się Kate, choć nie było jej wesoło na myśl, że musi sama dotrzeć do pokoju. Podskoczyła, gdy usłyszała zgrzyt, ale to był tylko dźwięk zamka, kiedy dziewczyny zamknęły pokój.
Szybko położyła się w chłodnej pościeli. Nie mogła zamknąć oczu, za bardzo się bała. Sekundy mijały. Miała wrażenie, iż ktoś stoi za szafą- wyciąga rękę...
Zamrugała i postać zniknęła. Za to na łóżku pojawił sie ktoś zupełnie realistyczny.
Prawie krzyknęła na widok jego czarnych oczu, ale się powstrzymała. Zamiast tego wywróciła oczami.
- Łatwo cie wystraszyć.- stwierdził Deth cicho.
- Przed chwilą oglądałam horror. Więc co sie dziwisz?
- Pokażę ci co to prawdziwy strach.
Złapał ją za rękę i nagle znaleźli się w samochodzie. On miał na sobie to cz zwykle czarny podkoszulek i jeansy również czarne, ona pidżamę, która dużo odsłaniała.
Wcisnął gaz do dechy. Krajobraz zmienił się szybko. Droga nie skręcała. Zniknęły domy. Zbliżaliśmy się do krawędzi urwiska.
- Deth, zwolnij!- krzyknęła trzymając kurczowo uchwyt nad drzwiami. Krawędź była coraz bliżej.
- Deth- powiedziała  słabym głosem. Miał rację, jeszcze nigdy tak się nie bała.
Auto zaczęło opadać na dno. Położył rękę na ramieniu dziewczyny. Ciśnienie rozbiło tylną szybę. Rozpłynęli się we mgle gdy woda zalała ich ciała do połowy.
Zjawili się w jej pokoju. Kate drżała w ramionach Śmierci przez sen. Położył dziewczynę do łóżka i przykrył kołdrą. Rano czekała na niego niemiła niespodzianka.


Kate siedziała na łóżku bujając się w przód i w tył. Ani Etcher, ani Nima nie wiedziały o co chodzi. Mówiły do niej,, ale nie reagowała. Po konsultacji z Alessią uznały, ż to reakcja na strach. Miały rację, ale to nie do końca przyczyną tego stanu był film.
- To nie przez film- przyznał Deth- Zabrałem ją w nocy na... hm... wycieczkę.
Wyjaśnił co zrobił. Gniew opiekunki był ogromny.
- Teraz ty się nią zajmiesz- po wykładzie na temat psychiki i uczuć- Dopilnujesz, by nic się jej nie stało dopóki nie dojdzie do siebie.
Kara nie była taka straszna. Kate zaczęła się zachowywać jak dziecko. Domagała się chleba pokrojonego w kostkę, albo śpiewania, co Deth musiał robić. Śpiewał nieźle, ale znał tylko dołujące piosenki, co nie spodobało się dziewczynie.
Etcher została z nimi, by pilnować brata pilnującego Kate. Próby nie roześmiania się spłynęły na niczym, gdy dziewczyna rzuciła ziemniakiem w Detha.
- Ile to może trwać?- zapytał czarnowłosy na skraju załamania nerwowego.
- Nie wiadomo- odparła brunetka- A teraz idź połóż ją spać.
Położyć dziecko jest łatwo, gorzej z usypianiem.
- Co mam zrobić, żebyś poszła spać?- zapytał po godzinie nieudanych prób.
- Daj buzi na dobranoc- zażądała siedząc w pościeli.
- I pójdziesz spać?- upewnił się.
Skinęła głową.
Westchnął i nachylił się w jej stronę. Nadstawiła policzek, ale w ostatniej chwili przekręciła głowę i trafił w usta. Objęła go rękami, żeby nie mógł się podnieść. Potrafił to przerwać w inny sposób, ale nie zrobił tego. Chciał jej wynagrodzić te wszystkie krzywdy. A było ich wiele. Przyklęknął jedną nogą na łóżku. Nie wiedział, że Kate pragnęła go. Zdawał sobie z tego sprawę od jej snu o nich, lecz sam nie wiedział co czuje. Nigdy nie miał nikogo poza Alessią i zmarłymi. Nie miał pojęcia co znaczy pragnąć.
- I o to mi chodziło.- Kate odsunęła się i spojrzała na niego spod przymrużonych powiek.
- Udawałaś cały dzień.- odpowiedział bez cienia gniewu.
- Było warto.






sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 13





- Coś mi tu nie gra.- oświadczyłam, gdy wróciliśmy do pokoju
- Co takiego? - chłopak puścił moja rękę odsuwając się o krok
- Odstawiliśmy raptem 4 dusze. To mało.
- Bez ciebie robię to o wiele szybciej. Poza tym nie jestem jeden.
- Nie?
 Deth uśmiechnął się.
- Nie. Mamy wyznaczone tereny. Świat jest podzielony na dwanaście części. Każdy z nich na cztery terytoria.
- Więc jest was...czterdziestu ośmiu?
 - Dokładnie. A teraz wracaj spać. Powiedział klepiąc mnie po głowie jak małe dziecko.
***
 I wracamy do początku historii, a więc do matematyki. Nauczycielka plotła trzy po trzy, kiedy do sali wszedł Tim.
- Pani Harly prosi Kate na chwilę.
 - Dobrze. Kate, zaraz dzwonek, weź rzeczy.
 Normalnie musiałabym czekać do przerwy, ale moje " dramatyczne przeżycia" dały mi taryfę ulgową. Zabrałam rzeczy i poszłam za Timem.
- Czego chce stara ropucha?- spytałam
- Nic.
- To po kiego mnie wzywała?
 Miną Tima nie włożyła nic dobrego. Żołądek zwinął mi się w ciasny supeł.
- To nie ona cię wezwała.- powiedział patrząc na mnie smutnymi szarymi oczami
 Otworzył mi drzwi sali numer 66, sam numer już źle wróżył, a osoba stojąca w niej jeszcze gorzej.
- Hej Deth. O co chodzi?- spytałam zmuszonym głosem
- Musze ci coś powiedzieć.- jego poważny ton i troska w oczach, spowodowała panikę wewnątrz mnie. Jedno pytanie kołatało się po moich myślach. Czy ktoś zginął?
- Tego się domyśliłam.
- Kate- zaczął Tim przeczesując czarne włosy- Zdarzył się wypadek. Samochód potrącił Jima i jego dziewczynę...
 Serce mi stanęło.
- I co z nim?- spytałam znając odpowiedź jednak czepiałam się najmniejszego cienia nadziei.
- Nie żyją. Oboje. - z oczu Detha zniknęła troska chociaż teraz myślę że tylko chciałam żeby tam była.
  W jego oczach nie było żadnych uczuć nawet nie udawał współczucia. " Śmierć nie oszczędzi nawet brata". Nie chodziło o jeśli przegracie. Chodziło o mojego brata. Widziałam jak Tim porusza ustami lecz nic nie słyszałam. Poczułam w środku pustkę, To przeze mnie zginął. Jakbym nie dociekała kim jest Sony nie był by w to wplątany. Nie poznała bym Śmierci.
- Ty go zabiłeś, prawda?- spytałam patrząc na Detha pustym wzrokiem. Nie potrzebowałam odpowiedzi. 
   Poczucie winy. Pustka. Smutek. Załkałam bezgłośnie, upadłam na kolana. Szloch wstrząsał moim ciałem. Śmierć zabrał mojego brata. Teraz chciałam go uderzyć, kopnąć...zrobić krzywdę może nawet i zabić. Uświadamiając sobie że mogę to zrobić, podniosłam głowę. Panuje nad śmiercią.  Zapragnęłam się go pozbyć. Tak, by zniknął z mego życia i więcej go nie mieszał. Deth musiał zobaczyć co chce zrobić, i z przerażeniem na twarzy krzyknął "Nie" , ale już zalała mnie pierwsza fala bólu. To dla tego on tak panikował nie bał się o siebie tylko o mnie. Cholera, czułam jak by piekielny ogień palił mnie od środka. Skuliłam się na podłodze, szukając chłodnego miejsca które ugasi ten ogień. Targana bólem, rozpaczą, złością odchodziłam w odmęty swojego umysłu zapadając w ciemność. Tam mogłam poczuć chwilę ukojenia.
***
  Wszystko było białe, ściany, podłoga, sufit, drzwi, pościel, stolik, i aparatura. W szpitalu byłam tylko raz, gdy tata złamał nogę. Miałam dziewięć lat to było straszne przeżycie. Sala z jednym łóżkiem była pusta. Na stoliku zauważyłam torebkę mamy. Czyli gdzieś tu jest. Pomacałam się po szyi i z ulgą stwierdziłam, że nie zdjęło mi naszyjnika.
 - Deth - powiedziałam cicho.
 Gdy nie pojawił ograniczyłam się do uderzenia go pięścią w szczękę.
 - I co, lepiej ci?- warknął
- Nie - stwierdziłam
- Dlaczego? Cholera, czemu go zabiłeś?! - musiałam się kontrolować żeby nie krzyczeć- Wiem, że nie musiał umierać! Nie wiem skąd, ale wiem!
Łza spłynęła po policzku.
- Jasne że wiesz. Jako anioł śmierci wiesz takie rzeczy. Chodzi o to, żebyś poszła na jego pogrzeb i nawet nie kiwnęła palcem, by go ożywić. Muszę mieć pewność, że nie skorzystasz że swojej mocy.
- Zabiłeś mojego brata dla głupiej próby?! Ty cholerny...dupku! Jak mogłeś?!
- Zamknij się, coraz trudniej cię ukryć. Twoja matka tu idzie. Trzymaj się.
  Zniknął, a mi coraz trudniej było oddychać i powstrzymać łzy. Mama weszła do sali z zaczerwienionymi oczami. Przytuliła mnie mocno tama puściła i obie zaczęliśmy płakać. Czemu mnie to spotyka? Bo poznałam pewną rodzinę. Choć nie chciałam tak na to patrzeć, to oni zniszczyli mi życie.
- Czyli już wiesz- stwierdziła
- Wiem - wychlipałam - Mamo, co się stało?
- Potrącił ich samochód. Zginęli na miejscu. Nawet nie próbowali ich reanimować. Pani Harly miała ci to przekazać. Podobno na wieść o tym zemdlałaś i uderzyłaś głową o ławkę- mama pogłaskała mnie po bandażu na głowie, którego wcześniej nie poczułam
- Tak... Teraz pamiętam. Brakuje mi go.
- Mi też kochanie. Mi też. Ubierz się i idziemy do domu, wypisał cię.

  Poza lekkim uszkodzeniem czaszki nic mi nie było, więc wróciłyśmy bez problemu. Tata nie płakał, ale wiedziałam, że bardzo cierpi.
 * * * *
  Kolejne dni zlewały się. Szkoła-dom- łóżko, szkoła-dom- łóżko, szkoła-dom łóżko. Zachowywałam się jak zombie, co oznaczało siedem nowych jedynek do poprawienia i globalne ochłodzenie. No, może przesądziłam... A może nie? Etcher steruje pogodą tylko w okolicy, ale słońce krąży wokół ziemi... Deth wiedział na co się pisze.Musiał wiedzieć. Znienawidziłam go.
  Na początku powód mojego zobojętnienia znali tylko Etcher z rodziną i Valter. Trzy dni później wiedziała cała szkoła.
 ***

  Musiałam iść na pogrzeb Jima. Gorąco pragnęłam, by wstał, zamiast leżeć w trumnie. Jednak musiałam zostawić go tak, jak jest. W środku nabożeństwa dusza mojego brata usiadła mi na ramieniu. Łzy znów poleciały mi z oczu.
  Podczas tych kilku dni, kiedy wszystko wróciło do normy Deth wytłumaczył mi jak usłyszeć dusze i dostać się do zaświatów. W ten sposób odesłałam kilka z nich. Teraz przyszedł czas żeby zrobić to samo z moim bratem. Z ciężkim sercem przekazałam go Rafelowi- aniołowi, którego poznałam po raz pierwszy.

  Kolejne dni, miesiące upłynęły w żałobie. Pewnego ranka Tim zaproponował, że usunie ból z mego serca-  końcu czas leczy rany. Nie chciałam.Do wakacji pogodziłam się jakoś ze stratą.
 Ale czas pokazał, że to nie koniec moich zmartwień...






Koniec części pierwszej :'(

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 12



Trafiliśmy do czyjegoś mieszkania. Na kanapie leżał starszy mężczyzna. Jego klatka piersiowa nie unosiła się. Obok klęczała kobieta. Zza drzwi wystawały głowy trójki małych brzdąców.
-Kto to?- zapytałam. Nikt się nie poruszył.
- Pan Stanisław.  Były pracownik huty, ojciec, dziadek. Zmarł na zawał serca. Karetka nie zdążyła.
-Wiesz wszystko o umarłych?
-Wszystko.- odparł Deth
-Chociaż czasami wolał bym nie.- dodał cicho, nie chciał żebym usłyszała więc nie zwróciłam uwagi.
Pokazał w górę. Pod sufitem krążyła maleńka złocista postać usiłowała przelecieć przez ścianę, widok był zabawny. Kiedy zobaczyła Śmierć, zleciała i spoczęła na ramieniu chłopaka. Był to mężczyzna ubrany w tunikę, świecił i w ogóle nie przypominał człowieka na kanapie.
- Dusze wyglądają tak jak wtedy gdy były najsilniejsze-wyjaśnił czarnowłosy- Chodźmy po następne
Wziął mnie za rękę i juz nas nie było.
Zabraliśmy duszę Basi zmarłej na białaczkę, Michała, który utopił się w jeziorze i bezimiennej dziewczynki zabitej przez aborcję. Gdyby nie szybka reakcja Detha, zabiła bym okrutnych rodziców. Byłam na nich wściekła. Jak tak można?
-Teraz je odstawimy.
-Gdzie?
- Zobaczysz.- odpowiedział z zadziornym uśmiechem. Najwyraźniej moja mała wpadka poszła w zapomnienie, pomyślałam triumfalnie.
I znów zniknęliśmy w czarnej mgle. Ciekawe czy ona jest potrzebna, czy tylko szpanuje... Ale i tak zaczynało mi się coraz bardziej podobać trzymanie go za rękę. Najpierw oślepiło mnie światło, a potem, zobaczyłam... gabinet?
- Spóźniłeś się.
Usłyszeliśmy głos za nami. Gdy się odwróciłam zobaczyłam anioła, w stu procentach prawdziwego. Duże skrzydła nie miały określonego koloru jak moje po prostu lśniły. Był to mężczyzna o błękitnych oczach i prawie białych włosach. Ubrany był w białe szaty sięgające ziemi.  Na smukłej twarzy na chwilę zawitało zdziwieni żeby po chwili zastąpił je miły uśmiech.
- Oprowadzam koleżankę.- odparł Deth, podczas gdy ja rozglądałam się po gabinecie.
Ściany miały różowy odcień, pod nią stało biurko, obok szafki, a na przeciw mebla troje drzwi z napisami "Niebo" "Czyściec" "Piekło". A więc to tak się odbywa!
- A nam roboty przybywa- westchnął anioł melancholijnym głosem - Przerwy, opóźnienia, braki...
-Daj spokój, spóźniłem się dopiero trzeci raz...
-Siódmy w gwoli ścisłości. A kolejni ludzie umierają.
Spojrzałam na rękę anioła. Dusze powoli schodziły z Detha i lądowały na niebieskookim.
-Dobra, już dobra. Lecę.
Chłopak złapał mnie za rękę i wyparowaliśmy.







Gomene że taki krótki ale chciałam to wstawić wraz z pojawieniem się nowego wyglądu bloga.
W komentarzach napiszcie czy jest okej czy trzeba zmienić na coś innego czy coś ;)
Dziękuje Artemi za podanie stronki :D Jesteś wieelka ;)
 Również jestem bardzo wdzięczna DarkVictori :) Bez Ciebie by tego nie było <3 Jesteś kochana :)
Pozdrawiam Clary :*