Pod nogi wampira.
- To ja was zostawię samych.- Nima wybiegła z kuchni
"Pan zabiję cię jeśli nie wrócisz
do domu" Był ubrany w luźny biały podkoszulek i przetarte na kolanach
jeansy. Strój świetnie kontrastował z jego długimi ciemnymi włosami.
Czułam jak jego oczy taksują mnie leniwie z góry na dół. Przypomniałam
sobie iż mam tylko samą bluzkę podwiniętą wysoko na brzuchu. Z
napływającymi rumieńcami na twarz obciągnęłam ją szybko w dół
zasłaniając majtki. Usłyszałam jego cichy śmiech przez co jeszcze
bardziej się zaczerwieniłam.
"Coraz częściej cię widuję prawie gołą" Usłyszałam, własny a może nie głos w głowie.
Krępującą, jak dla mnie ciszę przerwał On.
- Zabiłaś marchewkę- w jego głosie można było usłyszeć nutę rozbawienia. Właśnie ja zabiłam .. coś.
- Ale... jak?- spytałam zmieszana. Nie za bardzo rozumiałam jak to zrobiłam.
- No cóż. Może lepiej osiądź.
Nie poruszyłam się zdziwiona
jego... łagodnym tonem głosu jak i moimi nowo odkrytymi możliwościami.
Więc to czarnowłosy podszedł do mnie, chwycił za ramiona i posadził na
krześle. Sam usiadł naprzeciwko.
- Powiedź mi, kim jesteś? - poprosiłam spokojnym głosem
- Śmiercią.- odparł rzeczowo
- To nie powinieneś być kobietą? - wyrwało mi się z ust
Roześmiał się.
- A wyglądam ci na kobietę ?
- Noo... nie. Chociaż tak patrząc pod innym kątem ...
Pstryknął mnie w nos.
- No właśnie nie wyglądam. - powiedział lekko rozbawiony, rozluźniając nieco atmosferę
- Co robisz?
- Siedzę.
Parsknęłam
- Ale jako śmierć.
- Gdy ktoś umiera, zabieram jego
duszę do krainy umarłych. A tam to już Archanioły i Diabły wyliczają jej
grzechy i zabierają w dalszą podróż po zaświatach.
Wiele się to nie różniło od tego co myślałam, że taka Śmierć robi.
- A jak masz na imię?
Uśmiech trochę mu przygasł.
- Nie mam imienia.
- Jak to ?
- Jestem Pan Śmierć i tyle.
Zastanowiłam się chwile, a uśmiech kota który właśnie złapał tłustą mysz, wypłynął mi na twarz.
- Mażesz być Andy.
- Andy? Skąd ci to przyszło do głowy?
- No bo Śmierć to koniec. Koniec to end. A end czyta się Andy.
- To ja już wolę być bezimienny.
- Jak chcesz.
Siedziałam chwilę w ciszy
kalkulując dostarczone informacje. Podskoczyłam, od razu poprawiając
podwijającą się podkoszulkę, kiedy Detch zaczął na powrót tłumaczyć
resztę.
- Teraz - w sumie to mogła bym
słuchać jego jedwabistego głosu bez przerwy- sprawa ciebie. Zabiłaś
marchew. Możesz ją ożywić. I nie tylko warzywa. Przez swoją własną
śmierć stałaś się bardzo potężną istotą. Zakłócasz system. Panujesz nad
życiem i śmiercią.
Dokończył poważnym tonem. A ja
trochę pobladłam. Czyli nie uważając na to co robię, mogę zabić jednego z
moich przyjaciół nawet obcą osobę, tylko dotykając ich bez rozwagi.
- I mogę tak zabić kogoś? Od tak? Dotykając? To ... przerażające.
- Wiem. Ale wystarczy, że nie
będziesz chciała kogoś zabić, a nic się nie stanie. I proszę jeśli ktoś
umrze, nie ożywiaj go. Nie mieszaj losu.
Uspokoił mnie tym stwierdzeniem.
Podniósł z ziemi marchewkę i podał mi ją.
- Pomyśl, że chcesz, by ona na powrót ożyła.
Z wahaniem wykonałam polecenie.
Uczucie było podobne do tego, kiedy odbierałam jej.. życie. Tylko teraz
ciepłe fale przechodziły moje ciało od stóp do dłoni. A po chwili w
dłoni trzymałam nadgniłe warzywo.
- To jest chore.
- Przyzwyczajaj się. Muszę lecieć Alessia tu idzie.
- Ale chciałam cie zapytać..
Jego kontury stały się niewyraźne.
- Idź pogadaj z bratem. Ot tak.
Zniknął w chwili, gdy do kuchni wpadła Alessia.
- Gdzie on ... - zaczęła groźnym
tonem z wałkiem?? w ręce. Na czarnych włosach miał mnóstwo papilotów.
Jako pidżamę ubrała koszulę nocną z przed dwóch wieków.
-Już go nie ma - wyrzuciłam marchew do kosza - A ja chcę prosić o pożyczenie telefonu.
* * * *
Zanim dane mi było zadzwonić, Nima
obudziła Etcher. Ja w tym czasie zdążyłam założyć jakieś spodnie. I
musiałam wszystko opowiedzieć, co zajęło mi jakieś dwadzieścia minut
przez pytania dziewczyn.
- ... i właśnie ja mam pomysł.
Skoro wam we trójkę udało się mnie ożywić, to może wy i ja damy radę
doprowadzić Tima do porządku.
Przyjaciółki pokiwały zgodnie głowami.
- To się może udać- uznała Etcher
- A zaszkodzić mu raczej, nie zaszkodzi- dodała Nima
Razem położyłyśmy dłonie na głowie
chłopaka. Pomyślałam o życiu, o zdrowiu i nie wiadomo czemu o
truskawkach. Czułam mrowienie najpierw w sercu, potem w ręce, dłoni,
palcach a potem Tim otworzył oczy.
- Co się..
Nie dokończył. Zaniósł się kaszlem.
Nima posadziła go na kanapie a Etcher przyniosła mu szklankę wody.
Chłopak wyglądał koszmarnie. Czarne włosy były potargane, szare oczy
były całe zaczerwienione a skórę miał bledszą.
- ...stało?- dokończył słabym głosem.
- Dostałeś cementem po głowie- odpowiedział szczęśliwie Etcher
- A czemu Kate ma skrzydła?! - spytał nieźle zdziwiony z wytrzeszczonymi patrzałkami
Etcher zaśmiała się, że jak nie
przestanie się tak wytrzeszczać to oczy będziemy musieli mu wstawić na
miejsce. Chciała także zacząć naszą barwną opowieść, ale przerwałam jej
po pierwszym zdaniu.
- Ja muszę pogadać z Jim'em. Przepraszam.
Alessia kiwnęła głową podała mi bez przewodową słuchawkę.
Udałam się do kuchni. Próbując
oprzeć się tak o ścianę tak, żeby skrzydła się nie wpijały jeszcze
bardziej w plecy. Wybrałam numer znany na pamięć. Brat odebrał po
pierwszym sygnale.
- Tak? - usłyszałam w słuchawce
- Jim?
- Kate? Gdzie jesteś?- spytał zdenerwowany
- Nie mogę ci powiedzieć. Musimy się spotkać i pogadać.
- No ja myślę. Gdzie i kiedy?- jak zawsze od razu przechodzi do konkretów.
Zastanowiłam się ile czasu zajmie mi dotarcie na osiedle.
- Za 10 minut na placu zabaw za tym osiedlem. I nie mów mamie. Nie zrozumie.
- Ale... wszystko u ciebie okej?
- Tak, można tak powiedzieć.
- Czyli nie jest dobrze?
- Zobaczysz jak się zjawisz.
- Już się boję.- westchnął
- Wiem, ja też - szepnęłam i dodałam już głośniej- No to pa.
- Tak do zobaczenia.
I się rozłączył.
Teraz pozostaję nadzieja, że Jim
nie powie mamie i nie ucieknie z krzykiem gdy zobaczy i usłyszy co mam
do powiedzenia. Zwykle trwał przy mnie i był lojalny....
W salonie Etcher opowiadała o
przepowiedniach, a Tim był tak zasłuchany, że nawet nie zauważył jak
weszłam i podskoczył gdy mnie usłyszał.
- Wybacz, że przerywam, ale wychodzę. Wrócę za godzinę, pół.
- Rozglądaj się po drodze- poprosiła Alessia
- Jasne. Cześć.
To dziwne. Znałam ten dom od paru dni, a czułam, że mieszkam tu od lat i czuje się bezpiecznie. Z tą myślą wyszłam na zewnątrz.
* * * *
Na osiedle dotarłam niezauważona
bocznymi uliczkami. Nie żebym nie wierzyła Śmierci, ale wolałam nie
ryzykować. Stanęłam w cieniu jabłoni, w rogu placu zabaw.
- Kate?
No i fajnie. Trochę mieszasz osoby. Mówi np: Etcher i piszesz : powiedział. :)
OdpowiedzUsuń